piątek, 4 marca 2016

Sobota 27.02.2016

Pasażerka stała nad samym krawężnikiem, w kurtce z kapturem głęboko ukrywającym twarz.
- Na P.   - rzuciła cicho.
- Dobrze, już jedziemy.
Po chwili ciszy (za wyjątkiem kawałka Bonamassy, który akurat serwowała trójka) usłyszałem z tyłu chlipanie i pociąganie nosem...
- Ja wiem, że to nie moja sprawa, ale czy coś się stało?
- Nie... nic... tylko mąż mnie właśnie zdradził....
Co miałem powiedzieć. Jestem ostatecznie tylko taksówkarzem i w dodatku facetem.
Dojechaliśmy na miejsce.
- Dziękuje... że pan nawet nie pytał... tak czasem lepiej.. a ja się wyprowadzę... jutro.
- Dobranoc...
A tak, czasem lepiej nic nie mówić. A czasem nie ma nawet możliwości mówić. Nie ma sensu. Wychodzi się z domu, robi swoje, wraca, śpi, wychodzi znowu. I dni zaczynają przypominać niekończące się pasmo zdarzeń, kompletnie nieistotnych, wyzutych z sensu i jakiejkolwiek wartości. Czasem tylko człowiek zatrzyma się na chwilę, żeby spojrzeć na mokry od deszczu bruk na Grodzkiej i przypomnieć sobie czas, kiedy wszystko miało jakiś większy sens i życie nie było tylko egzystencją. I wtedy nawet szczur przemykający pod murem kamienicy i znikający w jakiejś bramie bywa dobrym towarzyszem do rozmowy.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz