wtorek, 30 grudnia 2014

wtorek 30 grudnia 2014

Jazda w dzień jest jednak inna. Kursy krótsze, pasażerowie mniej rozmowni, bo zabiegani za swoimi sprawami. Ale ogólnie miasto jest białe i wszystkie brudy schowały się pod śnieżnym puchem.


Pod pawilonem na P. stały dwie staruszki. Nieduże, ubrane na czarno i wyglądające jak siostry.
- To do R. prosimy. Ale ślisko dzisiaj! Nie chciałam jechać sama bo ja mam Toyotę i bardzo lubię jeździć, tylko nie po śniegu
- To pewnie tylko kwestia przyzwyczajenia.
- O jak pan to zrobił, że w miejscu prawie zakręcił, a taki duży samochód?
- Właśnie mówiłem, kwestia przyzwyczajenia i napędu na tył.
- Tylko ta kanapa z tyłu jest za miękka. Aż się zapadłam jak w fotelu.
- Taki urok - skręca nieźle za to kanapa miękka.
Pożegnaliśmy się pod hipermarketem, życząc sobie najlepszego w nowym roku.
(..)
Kolejne zlecenie na C. pod marketem. Ze zdziwieniem zobaczyłem te same staruszki z pakunkami i torbą na kółkach wypchaną zakupami, machające do mnie na powitanie.
- A pan to na nas czekał tutaj?
-  Ależ oczywiście, Przecież domyślałem się, że będą panie wracały z zakupów to czekałem.
- Miło, to wracamy - już wie pan gdzie!


sobota, 27 grudnia 2014

piątek 27 grudnia 2014 cz. 3

Od rana warunki drogowe były koszmarne. Śnieg szczególnie na osiedlowych uliczkach zalegał i samochód tańczył niebezpiecznie na zakrętach. 
- Strasznie zimno przez ten wiatr! Dobrze że szybko pan przyjechał. Pod Bramę Krakowską proszę. 
Młoda Dziewczyna była opatulona tak, że widać było tylko okulary i koniec noska wystający znad szalika. 
- To już po rodzinnych świętach i czas wyrwać się na miasto? 
- Oj tak, wczoraj już byłam na Starówce. Uwierzy pan, że tylko z cztery lokale były czynne? Tyle ludzi spacerowało a nie było nawet gdzie usiąść i czegoś się napić. 
- No bo Boże Narodzenie. 
- Ale ile można siedzieć za stołem i się obżerać! 
- Fakt!
Ruszające przed nami ze świateł BMW wpadło w ostry poślizg, Zarzuciło w lewo i w prawo, sypiąc na boki śniegiem spod kół. Kierowca specjalnie dawał gazu i manipulował hamulcem ręcznym, żeby wywinąć "bączka"
- Jej, niech pan uważa to jakiś wariat! - pisnęła przestraszona.
- Spokojnie. Ja tak nie będę robił. Tak to już jest. Nawet najlepiej ułożony, wykształcony i kulturalny facet, jak siada za kółko, to obrasta sierścią, wyłażą mu pazury i kły rosną. To taki mechaniczny eliksir doktora Jekylla. Ja też czasem tak mam. Tyle, że jestem  trochę starszy, więc na mnie to już tak mocno nie działa. 
- Bo wy faceci to wcale nie dorastacie. 
- Coś w tym jest.. tylko zmieniamy zabawki na bardziej wymyślne. 
  

piątek 27 grudnia 2014 cz.2

Dwóch chłopaków machało na mnie entuzjastycznie z przystanku na Z.
- O fajnie że już pan jest! Bo zimno i śnieg taki że oj!
- To dokąd się wybieramy?
- To będzie tak najpierw na K. to tam jest taka stacja benzynowa za nią w prawo i druga w lewo.
Ale ja to nawet niem jaka to ulica. A ty? - Pierwszy szturchnął kumpla
- Ja to nic nie wiem i ogólnie nie orientuję się byleś ty wiedział, to reszta mnie ch..obchodzi -
- Dobrze. Damy radę bez ulicy po takiej nawigacji.
- O super to tylko jeszcze jakiś sklep pan by zahaczył, bo trzeba coś mocniejszego.
- To może być po drodze na stację na W?
- A gdziekolwiek byle mieli alkohol.
Zajechaliśmy na stację, po chwili moi pasażerowie wsiedli z powrotem.
- I co mieli coś dobrego?
- Mieli, ale nie kupiliśmy.
- ??
- Oj bo zadzwoniłem do tego kumpla, co do niego jedziemy. A on już się naj.... i żona mu piekło robi. A miało być tak że kupimy wódę, pojedziemy do niego i u niego posiedzimy. A tak, cały plan sp...
- Bo to pijak jest - wtrącił Drugi - pijak i złodziej..
- Ty a czego złodziej?
- Bo każdy pijak to złodziej! - zadeklamowaliśmy obaj zgodnie z drugim.
- Widać oglądamy te same filmy.
Pod adres trafiliśmy bezbłędnie, chociaż na czuja. Po pięciu minutach wrócili we dwóch.
- No ja to się nigdy nie ożenię. Nawet na wódkę nie można pójść.
- Ja to się już nachodziłem, a teraz to mi się sikać chce - powiedział Drugi.
- Dobra to prosimy na jakąś stację na sikundę a potem w miasto! - zakomenderował Pierwszy wyraźnie weselszym głosem.
Na stacji przy okazji kupili drinki i ruszyliśmy do Śródmieścia.
- A pan się nie napije? Dobre o to kupiliśmy
- Nie dzięki. Na służbie to nie piję.
- He, he.. ale tak trochę złamać prawo to by można - powiedział Drugi.
- Ale po co? Ryzyko za duże.
-  No coś ty, przecież są jakieś normy nie? No takie normy społeczne. A jak ich nie przestrzegasz to cie społęczeństwo udupi.
- Eee tam, nie ma norm. Normy sami sobie wymyślamy, a jak będę chciał to nie będę ich przestrzegał. I g... mi zrobisz :) - Drugi wyraźnie wpadał w nastrój anarchistyczny.
- Głupi jesteś. Norm trzeba przestrzegać.
- A wiecie panowie, jest też taki zestaw norm, który jest tak jakby wszczepiony w nas genetycznie. Na przykład w kręgu kultury europejskiej przyjęte jest że nie zjadamy się wzajemnie. Mówimy tu o tak zwanym prawie naturalnym
- No! Widzisz! Nie zjadłbyś człowieka!
- Zjadłbym! Jak bym musiał to bym zjadł!
- A ja oglądałem taki program na Discovery, że zrzucają gdzieś w dżungli albo na pustynię, ludzi całkiem gołych i oni muszą przeżyć sami na przykład nad Amazonką!
- Ty, nad Amazonką to nie ma pustyni, tylko dżungla, to można żyć owocami albo liśćmi. K... jakiś kit telewizyjny a ty się podniecasz.
- Jaki kit, wszystko filmują, ale siebie nie zjadają!
- A ja bym zjadł. No zjadłbym człowieka jakbym musiał i już.
-  P..., ja bym nie zjadł..
- Zjadłbyś!
- Ale jak już to lepiej niech panowie wybiorą jakiegoś przedstawiciela płci przeciwnej, ja jestem już stary i łykowaty!
- He, he, he - nie no pana nie zjemy! A z płcią przeciwną to lepiej inne rzeczy robić.
- A ja tam najpierw inne rzeczy a potem zjadłbym!

Piątek 27 grudnia 2014 cz.1

- Coś duży ruch chyba macie bo dyspozytorka mówiła że będę czekał 20 minut.
- Taka pora. Wszyscy wracają z obiadu od teściów albo rodziców, albo na jakieś imprezy się wybierają.
- O, właśnie! Ja też od rodziców. Nawet siostra z bratem przyjechali, taka okazja, żeby się spotkać raz w roku.
- To miłe.
- Kiedyś trzeba. Bo wie pan ja mam pojutrze pięćdziesiątkę, więc i okazja jakby podwójna.
- A to wszystkiego najlepszego.
- Wcale się nie czuję jak pięćdziesięciolatek. Wszyscy myślą że to pięćdziesiąt to jakieś wielkie coś, a tu nic. Żyje się dalej, Wcale inaczej się nie patrzy. I tylko dzieci starsze. No i wnuki mam już.
- Bo ma się tyle ile się czuje że się ma. Ważne żeby się chciało
- Właśnie. Mój syn poszedł do technikum - jedenaście lat różnicy pomiędy córka a nim, Ostatnio tak leżał i nic mu się nie chciało, to mówię że zafunduję mu podróż na Grenlandię to może się zachce. A on do mnie - dobra, tato, byle była tam moja szkoła. Smarkacz w gimnazjum prawie się nie uczył - cały czas miał jakieś tyłu a tu proszę. Lubi chodzić do szkoły! I faktycznie, w technikum idzie mu świetnie. No, jak chodzę na wywiadówki to siedzę z podniesioną głową i puszę się jak paw. A on wybrał to samo technikum co ja kończyłem. Jestem z niego dumny kiedy pokazuje mi oceny z moich ulubionych przedmiotów i chwali się że dostał piątkę!
- Może zrozumiał, że uczy się dla siebie samego a nie dla rodziców.
- Tak, dokładnie.
Rozumiem. Nawet bardzo rozumiem. I chociaż czasem pofukuję na swoje latorośle to jestem dumny jak idzie im dobrze i jak wykazują pewną dozę "chcenia", bo jakoś tak większości z nich się nie chce. Nie chce im się uczyć, iść na spacer, czytać, rozmawiać. Prawie nic się nie chce. Ja wiem że to minie. Chociaż mnie więcej się chyba "chciało" jakieś 30 lat temu. A może nie? Najgorsze jest to, że im jesteśmy starsi tym mniej robimy tego co chcemy a więcej tego co musimy. 

wtorek, 23 grudnia 2014

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia !

Ulice w przedświąteczne dni pustoszeją. Wszyscy biegają załatwić ostatnie sprawunki, kupić ostatni prezent lub gotują świąteczne potrawy. A babcie wożą ciasta i uszka do barszczu w tą i z powrotem.
(...)
- Mogę położyć to tutaj ? Nie pobrudzę panu siedzenia.
- Proszę. Jak się pobrudzi to się przecież wyczyści. A ciasta do bagażnika szkoda, bo jeszcze na zakręcie się rozleci :)
I babcia wrzuciła na tylne siedzenie jeszcze pięć siatek z różnymi specjałami, właściwymi wszystkim babciom na świecie.
(...)
Tak to już jakoś jest, że w te kilka dni musi być wszystko i wszystkiego więcej niż zwykle i zwykle za dużo. Ale niech tam. Tradycja!
Tylko w tej tradycji dobrze nie zapominać o tym jednym wolnym miejscu przy stole. Nie jest ono dla tych, którzy odeszli ale dla tych którzy mogą przyjść. Bo jakoś tak Boże Narodzenie to święta dzielenia się. Nie tylko opłatkiem, ale  i tym co mamy. A najbardziej nami samymi.
Błogosławionych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia!


Poniedziałek 22 grudnia 2014

Pod jedną z Galerii wysiadała mama z synkiem na przedświąteczne szaleństwo zakupowe, zanim zdążyłem ruszyć wsiadł chłopak. Młody, nieźle ubrany i wyglądający jak ze szkółki niedzielnej.
- Nie wie pan może gdzie tu można spotkać takie panie ?
- Panie? No w sumie to wszędzie. Najlepiej do jakiegoś klubu pójść.
- Eee nie. Mnie chodziło o takie panie.. no wie pan. jakie...
-  :) No wiem, wiem... i przyznam się że jakoś nie jestem w stanie panu polecić niczego. W takim już wieku jestem. A z tego co pamiętam to był taki lokal kiedyś na Z. całkiem znany  i na T., tylko nie wiem czy jeszcze jest.
- No to proszę na T. bo znalazłem go w internecie i już nawet dzwoniłem. Za ile?
- Nie ma sprawy. To jakieś 30 złotych będzie w sumie. Pojedziemy na skróty.
- Bo to czasami, jak tak człowiek sam, to przecież musi, prawda? A ja tak po całej Polsce na delegacjach, to i nie mam okazji, ani czasu, poznać jakiejś dziewczyny. Ja nawet na święta do domu nie wracam. No i tak w sumie taniej. Bo to i kolacja i wyjazd i prezenty. A tak bez zobowiązań, starać się nie trzeba i wychodzi taniej.
- Czy taniej. Nie wiem. Pewnie rzecz zależy od tego jak się podchodzi do tego. Czy ważniejsza jest psychika czy tylko fizjologia.
- Ja tam normalny facet jestem, to rozumie pan. Ale jednak czasem przyjemniej jest się starać.
- Żeby mieć dla kogo się starać to pewnie tak.
- Się nie szuka to się nie znajdzie. No i jesteśmy! To tu po prawej. Drugi budynek.
- Dzięki! Miło było. To może poczeka pan na mnie? Ja tak z pół godzinki i wracam.
- Tu ma pan telefon. niech pan dzwoni, przyślą kogoś, bo dziś duży ruch. A przy okazji Wesołych Świąt.
- Wesołych.
Chłopak zamknął drzwi a ja pomyślałem sobie, że w sumie to smutne. I to w wielu aspektach. Przede wszystkim w popycie na usługi, który wymusza podaż. Ale też i żal mi było trochę tego chłopaka. A może nie chodzi wcale o czas i okazję, tylko o wygodę - pewien rodzaj egoizmu? Czy nie jest ważniejsze w tym wszystkim to właśnie "staranie się" ? Szalone, kompletnie zwariowane chwile? Nie ograniczone tylko do fizjologii?
Nie było czasu na dłuższe rozmyślania.  

niedziela, 21 grudnia 2014

Niedziela 21 grudnia 2014

- Good evening, Topry Fietshur!
- Good evening.
Dwóch młodych ludzi w nieźle skrojonych płaszczach i pod krawatem, zajęło miejsce na tylnym siedzeniu a ich pokaźne walizki, w bagażniku.
- Grand Hotel please!
- OK.Right away!
Rozmawiali ze sobą odrobinę za głośno, więc zorientowałem się, że są rodakami Goethego, pomimo że mówili dość szybko, co dodatkowo utrudniało rozumienie.
Biznesowa część dyskusji mało mnie obchodziła. Księgowi, czy to polscy czy niemieccy uprawiają pewien rodzaj czarnej magii, której nie jestem w stanie zrozumieć.
- Wiesz pierwszy raz jestem w ogóle w Polsce, a ty byłeś już?
-  He, ja nigdy nie byłem. Mój dziadek był w czasie wojny. No wiesz walczył z partyzantami gdzieś tutaj. Opowiadał czasem jak było.
- No co ty? Serio?
- Aha, potem był pod Stalingradem. To była bitwa. W Rosji to się nie cackali wcale. A ilu naszych zginęło. Mróz i Ruscy. Ale co tam. Teraz inne czasy i przyjeżdżamy służbowo.
- No, to trochę śladami dziadka jedziesz.
- Trochę. He, he.
- Also meine Herren, Sie sind schon da! Das macht 4.5 Euro.
Miny panów w lusterku  - bezcenne.
- To pan mówi po niemiecku...
- Troszkę...  A przy okazji, mój dziadek był tu gdzieś partyzantem :)
- Eee... to proszę, no i dziękujemy..
- Nie ma sprawy. Serdecznie witamy w Lublinie :) Auf wiedersehen :)
Czasami tak to właśnie się plecie los. A świat jest coraz mniejszy.  

Sobota 20 grudnia 2014 2

Deszcz i mrok. Minąłem pasażera stojącego przy drodze prawie go nie zauważając.
- Ledwie pana znalazłem, kto wymyślił taką numerację tej ulicy?
- To nowe osiedle. A teraz na Orlen na K. a potem Biedronka na J. i do U. no a potem na K. Bo ja jestem biznesmenem i mam ważne spotkanie a wspólnik mnie zostawił i w sobotę muszę się zrywać! A wypiłem trochę i nie chcę samochodem.
- No tak, bywa. lepiej nie ryzykować.
- To p... k.. s.. ! Złapał jakąś c.. i zniknął na tydzień. Przepraszam, ale pan nie słucha, bo go zabiję
- Każdy może się zdenerwować.
Wspólnik marnotrawny znalazł się na K. chociaż dopiero za drugim podejściem i w stanie sporego zużycia biologicznego.
(...)
- To niech pan z nim tu poczeka a ja zaraz wracam. - wspólnik numer 1 zniknął w mroku osiedla.
- A może chce pan kupić samochód? - wspólnik numer 2 widać miał smykałkę do interesów nawet w takim stanie - Ja panu sprzedam swój...    
- Nie dziękuję. Nie stać mnie. No i mam ten.
-,,,, kiepsko.. bo się zgubiłem...
- Ale się pan znalazł.
- ... życiowo.. zgubiłem... to ja napiszę SMS... do mojej pani... o.... ale skłamię.. no muszę... skłamać... bo jestem w domu? ..prawda ?
- Niekoniecznie.
- Ale się pogubiłem... oooo
Wspólnik nr 2  położył się na siedzeniu i ogólnie lekko odleciał..
(..)

Wspólnik nr 1 wrócił po kilkunastu minutach, bezowocnych z punktu widzenia marketingowego, bo jednak nie kupiłem samochodu wspólnika nr 2.
- No to do U. teraz! Wstawaj! Weź się ogarnij! K... ! No weź!
- ...ogarniam...
- To bardzo ważny gość.. k... no musisz jakoś wypaść! A pan niech się zajmie prowadzeniem i nie słucha!
- ...
- Pan tu czeka!
(...)

 Spotkanie biznesowe przebiegało chyba w gęstej atmosferze.
- Na J. znowu do Biedronki.  Jak nas traktują... to ja tak sobie nie pozwolę.
- ... nie pozwolę... sobą.... pomiatać...
- Sobie myśli, że on to co jest? Król? K...!
- ... nie pozwolę... pomiatać... i ch.....
- I bez niego damy radę..
-... nie pozwolę.... damy...
- Damy.. pozbieramy się i damy...
- ...pomiatać... nie pozwolę... ale ci dogadał...
- ...no...
- .. nie pozwolę...
(...)

-  No tak, kochanie już za 15 minut będę, No... Panie! To my tu po flaszkę jeszcze, a to 60 złotych
- Przepraszam, ale należy się niestety nieco więcej.
- Jak, więcej? Więcej.. a... no dobrze.. ja rozumiem. Chodź Krzysiu... idziemy do mojego kolegi... wypijemy...
Obaj wyszli z samochodu i zniknęli w deszczowej nocy. Business is business.

Sobota 20 grudnia 2014 1

Jeździliście kiedyś z dziurą w tłumiku? Nie polecam. W kabinie huk jak w fabryce kotłów i ogólnie ludzie się oglądają na ulicy, czy przypadkiem nie nadjeżdża gang motocyklistów na 300 harleyach. Prawdopodobnie wczoraj wjechałem w kałużę i rozgrzany metal nie wytrzymał szybkiego schłodzenia. Od rana więc szukałem warsztatu, który mi to wyciszy i ogólnie poprawi mi humor.
Zeszło mi pół dnia i wcale nie czułem się weselej. Grunt, że dzięki panu Rafałowi, wieczorem można było wracać do pracy.

Nocny Lublin. Jeszcze bez świątecznych dekoracji, ale i tak wygląda ciekawie.



piątek, 19 grudnia 2014

Piątek 19 grudnia 2014

Psia pogoda. Plus 10 i pada. Kursy trafiały się dalekie i raczej z pubu do domu lub z domu na dworzec. Mało kto spaceruje po mieście w taki wieczór dla przyjemności. Wszyscy schowali się w pubach lub siedzą w domu zadowoleni że nie muszą wychodzić. Siedząc w samochodzie i przyglądając się skulonym postaciom przemykającym chyłkiem, byle prędzej do jakiegoś schronienia, zatęskniłem za złotą polską jesienią i normalną śnieżną zimą.
Na O wsiadła na tyle siedzenie znana dziennikarka z córką.
- Na M. prosimy.
- Proszę bardzo! Już jedziemy.
- Ale ze mnie zwłoki dzisiaj!
- Ciężki dzień? Ale może jutro będzie mniej pracy?
- Jutro będzie jeszcze więcej. Wydajemy dary, trzeba wysłać wolontariuszy, zająć się wysyłką kierowców z darami w teren i tyle jeszcze pracy. a już od tygodnia prawie nie ma czasu na sen. To teraz sam środek akcji.
- Oj to rzeczywiście się dzieje.
- A jeszcze tyle zostało do zrobienia!  
Pomimo zmęczenia pani Ewa była uśmiechnięta i widać było, że to co robi. jest dla niej nie tylko jeszcze jedną akcją, którą trzeba przeprowadzić bo tak wypada. To jest jej Dziecko, któremu poświęcała całe serce i umysł. Ona tym naprawdę żyje i to działanie sprawia jej przyjemność.
Lubię i cenię ludzi z pasją. Takich szaleńców, w najlepszym tego słowa znaczeniu, którzy nie pytają się czy i co można zrobić, tylko po prostu to robią.  Nie pozwala mi to zapomnieć, że tak właśnie powinno się żyć. 

czwartek 18 grudnia 2014 - 2

- To może choineczkę do bagażnika schowamy, żeby się nie połamała a pani było wygodniej?
-  Nic jej nie będzie, Sztuczna! Kiedyś kupiłam żywą i córka zobaczyła jak z gałązki robal taki wychodzi. No i teraz ma uraz do żywych, więc mamy co roku sztuczną.
- Ale za to jak pachną te żywe.
- I wie pan, ile igieł potem na dywanie!
W radiu właśnie podali informacje o bulwersującej sprawie morderstwa w Rakowiskach. Sprawy zajmującej media już od kilku dni i wywołującej wiele medialnego szumu.
- To nieludzkie - mruknąłem pod adresem opisu  zbrodni, który przedstawiła rzecznik prokuratury.
- A tak, ma pan rację. A jeszcze gorzej widzieć to na własne oczy. Bo ja pracuję w Zakładzie Medycyny Sądowej i właśnie my robiliśmy sekcje tych ofiar. Nawet nie wyobraża pan jak ludzie mogą traktować ludzi.
- Człowiek, człowiekowi wilkiem.
- A nawet gorzej. To przecież nie jest normalne żeby z miłości zabić rodziców i to w taki sposób.
- Bo to chyba nie jest miłość.
- Chyba nie. 

czwartek 18 grudnia 2014 - 1

Pierwszy raz wyjechałem nocą. Miasto wygląda zupełnie inaczej. Teraz kiedy już świecą się tysiące świątecznych światełek i całe śródmieście mam wrażenie, że mimo deszczu i byle jakiej pogody nadchodzą Święta. Trochę nawet żałowałem że nie wziąłem aparatu. Może jeszcze nadrobię. Nocny Lublin ma swój urok a ja szczerze powiedziawszy od bardzo dawna nie widziałem mojego miasta od tej strony. 
 
 

Wtorek 16 grudnia 2014

- Oj, coś pan kaszle okropnie - przemiła pani uśmiechnęła się do mnie w lusterku.
- A tak, przepraszam, właśnie skończyłem chorować i lekarz mówiła, że będzie tak jeszcze z tydzień.
- Bo to wirusowe zapalenie i teraz mam masę pacjentów z identycznymi objawami! To ja panu polecam stosowną kurację - i tu moja pasażerka zaczęła wymieniać specyfiki jakie powinienem zażywać, dawkowanie oraz ich działanie.
Całą drogę spędziliśmy rozmawiając na temat sensowności szczepień przeciwgrypowych, do których jestem nastawiony sceptycznie oraz wirusach, medycynie i prawie. Może dobrze, że czasem  są korki. Wykład był pasjonujący. Nawet dla laika.
Tak to niespodziewanie w trakcie pracy potwierdziła się stara maksyma - podróże kształcą! Jak się okazuje nie tylko podróżujących ale i przewoźników.

Poniedziałek 15 grudnia 2014

Stałem na "słupku". Praca taksiarza to chyba w większości czekanie. Czekanie na pasażera, czekanie na zlecenie, czekanie w korku i wiele innych odmian czekania. Czekanie uczy cierpliwości, kształci odruch zamykania oczu, na chwilę żeby odpocząć, słuchania ruchu w eterze lub nudnawych wiadomości w radiu. Ja czekając czytam. Właśnie byłem w połowie pasjonującej lektury, kiedy drzwi otworzyły się i ubrana na czarno kobieta usiadła na siedzeniu z przodu.
- Dzień dobry, ja pana tak proszę szybko na cmentarz na M. bo się spóźnię, a to pożegnanie mojego syna.
Stać mnie było tyko na nieśmiałe "dzień dobry". Bo co mogłem powiedzieć. Nie jest normalne kiedy rodzice chowają własne dzieci.
- Bo wie pan, ja sama, samiuteńka teraz zostałam. A to tak szybko było i karetka to nawet już nie miała kogo reanimować. I moja pasażerka ciągnęła smutną opowieść a ja gnałem ile fabryka dała obwodnicą, żeby było najszybciej. Prawie zdążyliśmy. Minutę po czasie.
- Ja bardzo panu dziękuję, że pan słuchał. Do widzenia.
To też część tej pracy. Wysłuchać. Czasem nic nie mówić. 

środa, 17 grudnia 2014

O rzeczy początku

Złotówa, sałaciarz, dryndziarz i jak tam jeszcze. Z czym się kojarzy taksówkarz? Z drobnym kombinatorkiem, cwaniaczkiem przekręcającym taksometry i wożącym pasażera dookoła świata byle tylko nabić kilka groszy więcej. Z reguły nie dbającym o przepisy ruchu drogowego, parkującym gdzie popadnie, wymuszającym pierwszeństwo, czującym się jak król szosy. 
Ekonomia jednak ma dwoje prawa, Po 20 latach w korporacjach postanowiłem spróbować i tego. 
Przerobiłem więc samochód na taksówkę i wyjechałem na miasto. Co z tego wyniknie zobaczymy. Po kilu dniach wiem już, że taksówka to środek transportu z punktu A do punktu B, ale nie tylko. Czasami bywa to konfesjonał, psychoterapia lub sala wykładowa. Wszystko zależy od chwili, dnia i ludzi. A Ci bywają różni.