sobota, 18 lutego 2017

Taksówka, czyli proza życia w teatrze.

Moja Czerwona Zaraza doprowadziła mnie do rozpaczy. Regulator napięcia, kostka w stacyjce i takie tam inne. Widać odwilż jej nie służy. W dodatku przy próbie naprawy potraktowała mnie dość brutalnie, przez co przez dwa dni wyglądałem jak bokser, któremu kariera nie wyszła. Tak więc był czas przejść się do teatru. Na co? Ano na "Taksówkę" wystawianą w Teatrze Starym przez Grupę Teatralną Koło. Masochizm nie? Taksówkarz idzie oglądać Taksówkę.
I jak zwykle musiałem wywołać jakieś zamieszanie. Przed spektaklem pani z obsługi chodziła po sali i teatralnym szeptem wołała mnie po nazwisku po wszystkich zakamarkach. W końcu dotarło do mnie że to ja jestem poszukiwany - pani z uśmiechem zwróciła mi prawo jazdy, które wypadło mi z kieszeni chyba w szatni. No, ale to rzeczy!
Przyznaję, że byłem ciekawy tej sztuki. Fabuła prosta jak drut - jest wigilia i warszawska złotówa Piotrek pracuje. Wozi różnych ludzi w różne miejsca. I mamy tu przekrój codzienności: Żanetka - blondynka, podstarzały amant z młodą laseczką, babcia z dziadkiem na zakupy,wariatka z łyżwami, "króliczki" imprezowe i tak dalej. W tle leci radio w którym zrozpaczony spiker w wigilię wyżywa się na swoich słuchaczach - warto słuchać tego tła - ubaw gwarantowany.
Przyznaję, że oglądanie tego z dystansu było dość zabawne. Szczególnie reakcja widowni, która zanosiła się momentami niepowstrzymanym śmiechem. I ja również kilka razy uśmiechnąłem się krzywo na wspomnienie kilku moich wypadków przy pracy.
Jednak pod tą otoczką komedii, nie tak znowu zabawnej, bo codziennej, dla taksiarza, było coś głębszego, kilka słów, kilka chwil, które sprawiły, że zamyśliłem się nieco nad ludźmi i samym sobą. I chyba o to chodzi.
Z czystym sercem polecam, zwłaszcza "nietaksówkarzom". Oglądając pamiętajcie, że my mamy tak codziennie. A tak na marginesie - jakże scenografia przypomina mi mój samochód....


wtorek, 7 lutego 2017

Człowiek człowiekowi

- K.... mówię panu, ale mam dziś dzień zaj......
- Co się stało?
- Odwoziłem brata i wypadł mi telefon na jezdnię, zanim się obejrzałem to mi k.... dwie ciężarówki po nim przejechały. Tylko część obudowy została bo metalowa. A resztę w woreczku...
- No to pech....
- A jadę właśnie na "dwójkę" zeznawać. To ja panu powiem jak było k... ! Miałem taki sklep ... i mi go okradli, sprzęt, dwa tysiaki, telefon i takie tam bzdury. I kto? A znajomi. To ja z ch... k.... piłem, jeszcze ch.... dałem na święta kasę, żeby miał co żreć! A ten mi w nocy dziurę wyp... w ścianie i wyniósł co mógł! Jego żona mi powiedziała, że to on. A policja się pyta jakie straty i tak dalej, To powiedziałem, że nic się nie stało. Bo wolę sam to załatwić. Bo co?  I tak już ch... siedzi z tym drugim, to co ja mam zrobić, dodać mu parę latek? Po ch... jak wyjdzie to ja sam to załatwię. A jeszcze się w pierdlu sfrajerzył. To znaczy, że no, wie pan, nie grypsuje.
- Wiem.
-  Poczekam aż wyjdzie. Ale nie zabiję sk...syna. Bo jak? Świnię zabiję a pójdę siedzieć za człowieka!  A wie pan co jescze? To taki ch.. zryty, że fanty chciał upłynnić mojemu wspólnikowi! No weź... k... jakim trzeba być poj.... ch....!
- Fakt.

Jak widać od czasów rzymskich homo homini lupus est. Chociaż wilkom nie ma co ubliżać. Zwierzęta w odróżnieniu od ludzi postępują zgodnie z nakazami instynktu. Nie są okrutne ani niemoralne. To tylko człowiek, w swoim poczuciu wyższości nad zwierzętami potrafi być nieludzko bestialski. I to zarówno wobec zwierząt jak i przedstawicieli swojego własnego gatunku. A więc może jednak człowiek człowiekowi człowiekiem jest i to wszystko tłumaczy!



niedziela, 5 lutego 2017

sobota 04.02.2017

To już drugi kurs pod ten sam blok, drzwi otwierają się i na przednie siedzenie wsiada młoda brunetka, z włosami do ramion i zalewa mnie potokiem słów  - po rosyjsku, jednocześnie rozmawiając z kimś przez telefon.

- Cześć, dawaj na S. ale tak wiesz, k.... szybko kolego,... Taa, no jestem już w taksówce i jedziemy szybko do was!....  Dawaj gazu, bo mam ochotę na imprezę i ch... i wypiłam tyle że k.... sama nie wiem ile!.... No mówiłam, za 10 minut jestem k..., nie p.... już jadę! ... I wiesz, nie mam już żadnej fajki.... wszystko wypaliłam...  a ogólnie to ja jestem z Rosji i przyjechałam się zabawić, i zmienię stację? mogę? bo ta muzyka to ch....nia jakaś. O ta. może być ... lepiej, ale jeszcze nie to! Zaśpiewam ci dobra?

Tu następuje recital piosenek a'la disco polo po rosyjsku w wykonaniu mojej pasażerki w dodatku z układem choreograficznym na jaki pozwala miejsce.

-  Łoooo, Ale sobie pośpiewałam, to jeszcze się psiknę. Chcesz perfumy?

- Nie dzięki to damskie

- No to co ? Jak Ci się podobają?

- Nie bardzo. Jestem facetem!

- Ale teraz będziesz ładnie pachniał! Fajnie co? A dasz mi jakiś prezent? No ?

-  Ja nie sklep z pamiątkami tylko taxi!

- Oj ale jesteś, jakiś prezent pewnie i tak masz :) To daj mi będzie mi miło.

- Wiesz co jak chcesz to dam ci fajki. Ja i tak rzucam, a zostało jeszcze ze trzy.

- Serio? Gość jesteś! To jak będę wracała to też poproszę o ciebie. O tu się zatrzymaj! No bo nie chcę chodzić daleko. Dobra? I jeszcze tylko założę okulary? Będę chodziła w okularach przeciwsłonecznych w nocy. Nieźle nie? Trzymaj się! Cześć!

- Cześć. Baw się dobrze. :)



Dzięki Bogu za lekcje rosyjskiego w szkole. I za mój ulubiony zespół Leningrad. Przynajmniej rozumiałem piąte przez dziesiąte co do mnie mówi moja pasażerka z ADHD w znacznie nowocześniejszej wersji języka Puszkina i Dostojewskiego. I "Sznura" :)



sobota, 4 lutego 2017

środa 01.02.2017

Chodniki i osiedlowe alejki pokrywała warstwa lodu. Przejście kilku metrów wymagało kaskaderskich wyczynów i poczucia równowagi godnego linoskoczka.
Podjechałem na T. do połowy parkingu. Parking był dość pochyły i przyznaję, że nie było to łatwe bo koła ślizgały się w miejscu pomimo zimowych opon. Lód to lód!
Z wieżowca wyszła kobieta i pomachała mi ręką powoli drepcząc po chodniku. Odmachałem jej i opuściłem szybę.
- Niech pan nie wjeżdża dalej! - krzyknęła - Już idę!
Kołysząc się jak pingwin, doszła do krawężnika i przystanęła na chwilę  zastanawiając się jak dostać się na dół. Wreszcie zeskoczyła na asfalt parkingu i korzystając z rozpędu i prawie całkowitego braku tarcia sunęła w stronę mojego samochodu balansując rękami. W końcu zatrzymała się na masce i opierając się o samochód dotarła do drzwi.
- Łiiii, ale jazda! Jak na lodowisku! - wyraźnie ucieszona, wpakowała się na tylną kanapę - a jak my stąd teraz wyjedziemy?
- Może jakoś damy radę. Ostatecznie najwyżej zsuniemy się jak na sankach.    

sobota 28.01.2017

Prawie nad ranem podjechałem pod samą klatkę na D.  Pasażerka wsiadła i przesunęła się na miejsce za moim fotelem robiąc miejsce mężowi, który stękając niemiłosiernie i jęcząc zwalił się na fotel.
- Długo pan czekał? 
- Nie, jakieś 5 minut chyba, zresztą ruchu już nie ma więc nie pali się nigdzie. 
- No bo ja trochę niedysponowany dzisiaj i tak długo po schodach było. 
- A co się stało? 
- A głupi jest i tyle - syknęła żona - i nie chce iść do lekarza. 
- Oj, ty jesteś głupia i nie zawracaj d..y! Jak jutro będzie mnie bolało to pójdę w poniedziałek do lekarza. Bo wie pan tak jakoś się poślizgnąłem na lodzie przed domem i upadłem i teraz mnie żebra bolą jak się ruszam, albo oddycham.
- No to może być poważnie. 
- Właśnie, niech mu pan coś powie! Faceci! Dopiero jak umiera to do lekarza pójdzie. 
- Pójdę, Po akt zgonu! Durna babo! 
- Hmm.. ja to jestem raczej osoba trzecia- wtrąciłem nieśmiało - ale na pana miejscu bym poszedł na dyżur i chociaż to prześwietlił. Jak ma pan złamane żebra to może być groźnie,  złamana kość jeszcze się przemieści i ma pan przebite płuco a to już dość nieprzyjemne. 
- Właśnie! Słyszysz ośle? To niech pan jedzie na dyżur na Grenadierów! 
- Trochę mnie pan przestraszył, no. Ale teraz jedziemy do domu, położę się i najwyżej jutro jak mi nie przejdzie to pojadę! 
- No i masz... uparty bałwan! 
Właściwie to rozumiałem go jak najbardziej, też mam fobię dotyczącą białych fartuchów i ogólnie szpitali. Dopiero jak mnie dowożą karetką na sygnale to uważam, że to dość poważne żeby zajrzeć do szpitala. Mam jednak nadzieję, że mój pasażer ma się dobrze i na strachu i siniaku się skończyło.