środa, 4 marca 2015

wtorek 3 marca 2015

Drobny skulony staruszek dreptał przez jezdnię w kompletnie niedozwolonym miejscu. Z przerażeniem patrzyłem na hamujące samochody. A on nic sobie z tego nie robił. Dreptał sobie prosto na mnie i nawet uśmiechał chyba do swoich myśli. Po chwili otworzył drzwiczki z przodu i wdrapał się na siedzenie obok mnie.
- Dzień dobry. A za ile mnie pan zawiedzie na P i z powrotem? Bo moja siostra, pan sobie wyobrazi, to ma tyle lat co ja prawie, ale z pamięcią gorzej i nie wie czy zamknęła mieszkanie, czy nie.
- Oj to będzie z 20 złotych może trochę mniej.
- To jedziemy - spojrzał na mnie z uśmiechem, który rozbroił mnie kompletnie - Przynajmniej nie będzie się Pan nudził na postoju.
- Dokładnie zawsze to lepiej sobie z porozmawiać z kimś niż czytać książki.
- A wie pan, że ja to byłem kiedyś kierownikiem księgarni? Za komuny jeszcze. Panie, jak my się czasem nudziliśmy. To w końcu jakaś koleżanka albo ja szliśmy po wino albo flaszkę i od razu było weselej. A na dzień kobiet to przychodził dyrektor, składać paniom życzenia a z nim facet z UB. On się przedstawiał że jest z Urzędu, ale ja go znałem bo chodził ze mną do szkoły przed wojną i wiedziałem, że jest majorem w UB. Zajmował się kulturą i podlegały mu księgarnie, muzea i teatry.
-  No, ja nie pamiętam tych czasów. Za młody jestem.
- Prawda. A wie pan, że tu to nic kiedyś nie było? Tylko pola i łąki, ot ze dwie chałupy drewniane, A teraz takie osiedle.
- Wiem. Ojciec mi mówił że ciotka miała tu łąkę i kozy wypasał.
- Właśnie a to wszystko to należało do jednego dziedzica. To gdyby tak teraz miał to jeden człowiek to ile to by było warte! Miliardy! A ja to jak byłem młody mieszkałem tu na Strażackiej i to był wtedy koniec miasta. Jak Ruscy zdobywali Lublin to powiem panu że pod moją bramą stało działo p-panc i obsługiwali go ss-mani. Pamiętam że mieli naszywki takie na rękawie SS Herman Goering. Od Narutowicza wyjechał czołg T-34 i wtedy oddali salwę. Trafili a czołg się zapalił i wyskoczyli z niego ludzie płonący. Żeby ugasić ubrania tarzali się po ziemi, a jeden z tych Niemców podszedł wtedy i dobijał ich z takiej parabelki. A myślmy stali z bratem w oknie i widzieli. Człowiek to był głupi..
Staruszek przez chwilę zamilkł. I w jego brązowych oczach zalśniły łzy na wspomnienie tamtego dnia. Dojechaliśmy na miejsce.
- To niech pan stanie na postoju.
- O nie! Nie ma mowy! Ja pana zawiozę tam pod blok. Za darmo! Niech pan tylko nie przechodzi przez tą ulicę w niedozwolonym miejscu! Jeszcze się coś panu stanie!
-  Eee.. ja stary! Ale dziękuję!

1 komentarz: