sobota, 4 lutego 2017

środa 01.02.2017

Chodniki i osiedlowe alejki pokrywała warstwa lodu. Przejście kilku metrów wymagało kaskaderskich wyczynów i poczucia równowagi godnego linoskoczka.
Podjechałem na T. do połowy parkingu. Parking był dość pochyły i przyznaję, że nie było to łatwe bo koła ślizgały się w miejscu pomimo zimowych opon. Lód to lód!
Z wieżowca wyszła kobieta i pomachała mi ręką powoli drepcząc po chodniku. Odmachałem jej i opuściłem szybę.
- Niech pan nie wjeżdża dalej! - krzyknęła - Już idę!
Kołysząc się jak pingwin, doszła do krawężnika i przystanęła na chwilę  zastanawiając się jak dostać się na dół. Wreszcie zeskoczyła na asfalt parkingu i korzystając z rozpędu i prawie całkowitego braku tarcia sunęła w stronę mojego samochodu balansując rękami. W końcu zatrzymała się na masce i opierając się o samochód dotarła do drzwi.
- Łiiii, ale jazda! Jak na lodowisku! - wyraźnie ucieszona, wpakowała się na tylną kanapę - a jak my stąd teraz wyjedziemy?
- Może jakoś damy radę. Ostatecznie najwyżej zsuniemy się jak na sankach.    

1 komentarz: