niedziela, 21 grudnia 2014

Niedziela 21 grudnia 2014

- Good evening, Topry Fietshur!
- Good evening.
Dwóch młodych ludzi w nieźle skrojonych płaszczach i pod krawatem, zajęło miejsce na tylnym siedzeniu a ich pokaźne walizki, w bagażniku.
- Grand Hotel please!
- OK.Right away!
Rozmawiali ze sobą odrobinę za głośno, więc zorientowałem się, że są rodakami Goethego, pomimo że mówili dość szybko, co dodatkowo utrudniało rozumienie.
Biznesowa część dyskusji mało mnie obchodziła. Księgowi, czy to polscy czy niemieccy uprawiają pewien rodzaj czarnej magii, której nie jestem w stanie zrozumieć.
- Wiesz pierwszy raz jestem w ogóle w Polsce, a ty byłeś już?
-  He, ja nigdy nie byłem. Mój dziadek był w czasie wojny. No wiesz walczył z partyzantami gdzieś tutaj. Opowiadał czasem jak było.
- No co ty? Serio?
- Aha, potem był pod Stalingradem. To była bitwa. W Rosji to się nie cackali wcale. A ilu naszych zginęło. Mróz i Ruscy. Ale co tam. Teraz inne czasy i przyjeżdżamy służbowo.
- No, to trochę śladami dziadka jedziesz.
- Trochę. He, he.
- Also meine Herren, Sie sind schon da! Das macht 4.5 Euro.
Miny panów w lusterku  - bezcenne.
- To pan mówi po niemiecku...
- Troszkę...  A przy okazji, mój dziadek był tu gdzieś partyzantem :)
- Eee... to proszę, no i dziękujemy..
- Nie ma sprawy. Serdecznie witamy w Lublinie :) Auf wiedersehen :)
Czasami tak to właśnie się plecie los. A świat jest coraz mniejszy.  

6 komentarzy:

  1. Samo życie. Aż mnie korci , by opisać epizod z pania taksówkarką w Paryżu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisuj! Chętnie poczytam. ;)

      Usuń
    2. opisywanie tylko dla jednej osoby ( bez obrazy ) to jakos tak ...zniechęca.
      Wsiedliśmy do taksówki pod wieżą Eiffla. Biały Pugeot w automacie, za kierownicą starsza pani.
      co tam starsza... staruszka.
      Spotkanie biznesowe za pół godziny , droga dśc daleka i ta staruszka ... no spóźnimy się jak nic.
      no bo co taka starucha...
      I w tym duchu, że niby dupa blada i los nam tą staruszkę miałem się odezwac do osoby mi towarzyszącej ale coś mnie tknęło...
      Dygresja: przez kilka dni pobytu w Paryżu w miejscach dziwnych napotykałem na Polaków.
      Z lotniska do hotelu wiezie nas murzyn.
      w którymś momencie zauważyłem ze chyba w kóko kręci i mówie do żony: chyba nas wozi na nabicie licznika...
      Czarny odwraca się i mówi czystą polszczyzną: ulica pod hotelem jest remontowana , szukam wjazdu bo tam porobili jeden kierunek, ale wyłączę licznik....
      Szok.
      Mial żonę Polkę...
      A nasza staruszka?
      Juz mam ponarzekac jak to nam los nie sprzyja , juz chcę się podzielic wizją jak to staruszka będzie powozić ale mnie tknęło .
      Czy pani mówi po polsku ?
      szok...
      Pani mówi TAK
      Polka w wieku 16 lat uciekła z Rosji z Andersem, została na Zachodzie , od 30 lat jeżdzi po Paryżu na taksówce.
      Takie przypadki po ludziach chodza...













      Usuń
    3. Tak to się los ludzki plecie :) Opowieść godna i ciekawa :)

      Usuń
  2. Gdybyś dawał cały tekst równolegle na G+, można by się podpiąć z komentarzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś do bloggera przywykłem. Na G+ jeszcze inne aktywności okazuję więc nie chcę mieszać :)

      Usuń